piątek, 22 sierpnia 2014

Wracamy/refleksje

Cześć!

Pamiętam jak jeszcze pod koniec czerwca siedziałam w ogródku i patrzyłam na samoloty ( co chwila się nowy pojawiał, ponieważ mieszkamy blisko lotniska) i myślałam, że już chciałabym się w jednym z nich znaleźć, a tu mi jeszcze tyle czasu zostało... nie to, że mi było źle - nie, nie, nie. Po prostu hmmm, tęskniłam za rodziną, przyjaciółmi, ale wiadomo mając opcję wrócenia wcześniej, postanowiłam zostać. Teraz też patrzę na te same samoloty i nie mogę uwierzyć, że już jutro wsiądę do jednego z nich. Cała host rodzina już wyjechała godzinę temu do Portugalii na ślub brata hosta zostawiając mnie z dość pełną lodówką i słowami "koniecznie musimy zostać w kontakcie!". Po buziakach, uściskach i niezliczonym "thank you" od wszystkich (oczywiście mnie w to wliczając) siedzę u siebie w łóżku i jest mi dziwnie cicho. Czas na zmiany!
Te kilkanaście godzin chcę jeszcze poświęcić na porobienie kilku zdjęć miasta, kupienie ostatnich reese's i chłonięciu angielskiej atmosfery. No i oczywiście została mi do zjedzenia mrożona pizza - czyli moja typowa "angielska kolacja".
Czy żałuję? Absolutnie nie! Przez półtora roku marzyłam, żeby zostać Au pair, czytałam dosłownie każdy blog jaki znalazłam w tym temacie, większą część forum Au pair, myśląc jakie to uczucie mieszkać u obcych ludzi. Teraz już prawie jestem "po" i się bardzo cieszę, że to zrobiłam. Kilka osób mi powiedziało "podziwiam Cię, że pojechałaś tak sama, bez nikogo" - naprawdę nie ma czego podziwiać. Był to tylko krok, który mnie przygotowuje do USA (na to muszę czekać jeszcze 3? 5? lat). Mała próba, dzięki której wiem, że sobie poradzę - z odległością, z dziećmi i z tęsknotą. Wiem, nie ma co porównywać trzech miesięcy na wyspach z rokiem za oceanem, ale właśnie te trzy miesiące dużo mi o mnie powiedziały.
Pamiętam styczeń tego roku, jaka byłam szczęśliwa wychodząc z przedszkola po rozmowie, czy mogę odbyć tam praktykę w czasie ferii. Wracając do domu miałam ochotę skakać z radości i nie mogłam powstrzymywać uśmiechu (mimo min WTF? innych ludzi). Przyszło mi na myśl "zapamiętaj uczucie szczęścia, kiedy spełniasz swoje marzenia". Tak, to było jedno z marzeń i zostało one kompletnie i definitywnie spełnione. Nie było idealnie - ale przecież nic w życiu nie jest idealne. Niektórzy mówią, że najwięcej szczęścia daje im samo dążenie do zrealizowania marzeń, a potem są rozczarowani. Nie mają racji. Jestem bardzo szczęśliwa (przepraszam, za nadużywanie tego słowa) i czuję się hmmm pełna? kompletna? zrealizowana?
Czas leci dalej - w połowie września przeprowadzam się do Wrocławia i zaczynam upragnioną kosmetologię. A potem? Kolejne marzenia :)

 

poniedziałek, 21 lipca 2014

Słowa, które warto znać po angielsku przed wyjazdem jako Au Pair

Cześć!

Nie ma co pisać o życiu codziennym, bo wpadłam w monotonną rutynę, dzień po dniu, kolejny dzień, następny, wszystko tak samo... 
Doszłam do wniosku, że przed moim wyjazdem, kiedy szukałam każdej informacji o wyjeździe, nie znalazłam czegoś podobnego, więc postanowiłam stworzyć hmmm "coś". Nie mogę tego nazwać słownikiem, ponieważ tylko chciałabym podkreślić słowa, które warto znać po angielsku przed wyjazdem. Wiadomo - niektórzy będą je wszystkie znać i mnie wyśmieją, ale mam nadzieję, że ktoś zwróci uwagę na te, których nie zna (niektóre dałam baardzo podstawowe, ale wiadomo, czasami gdzieś ucieknie)

Chciałabym również wziąć pod uwagę, że moje host dziecko ma prawie 3 latka (więc też specyfika tych słów jest inna).

Zacznę może od słów, które używam codziennie i niby banalne, ale warto je znać. Mam na myśli : pogryź, połknij, wypluj - niezastąpione podczas jedzenia.
Dalej - siku, kupka, pieluszka, chusteczki (chodzi mi o baby wipes), nocnik, drzemka, miska, koc, poduszki, prześcieradło, kartka papieru, kredki, pościel, kosz na śmieci + śmieci, odkurzacz, chowanego, plac zabaw, pralka/zmywarka (ogólnie radziłabym powtórzyć przed wyjazdem meble/wyposażenie domu).
Coś bardziej życiowego : zejdź na dół, trzymaj się mocno (chodzi mi o hold tight), czekaj na swoją kolej, chyba najczęściej wypowiadane przeze mnie : uważaj, bądź ostrożny.
Do tego : przyimki (pod, na... - bo jak powiedzieć, gdy bawi się piłką, żeby uważał, bo może przelecieć nad płotem).
Przyda się także tabelka odmiany czasowników nieregularnych.

Oczywiście to tyko mały kawałeczek tego, ale na razie mam pustkę w głowie, więc jak coś mi się przypomni, to napiszę.

Byłabym wdzięczna, jeśli byście w komentarzach dopisały własne słowa, które uważacie, że warto znać przed wyjazdem, oczywiście wszystko dopiszę :)

Buziaki!
Ela

środa, 2 lipca 2014

La la la

Cześć!

Przez dwa ostatnie dni miałam wolne. Niemożliwe, co? To tylko dlatego, że nie będę miała kolejnego, aż do wtorku/środy. Do tego host ma jakiś najważniejszy event w swojej firmie, więc pracuje cały dzień (=ja pracuję cały dzień). Ehhh. Na pocieszenie pojechałam dzisiaj do Manchesteru. Miałam robić zdjęcia, ale jakoś tak wyszło... Na pewno nie raz tam wrócę (10 minut pociągiem), więc też nie zależało mi jakoś tak specjalnie. Poza tym, byłam podekscytowana wizją wyczekanych zakupów w Macu :) Spotkałam się z bardzo niemiłą obsługą, kobieta najchętniej to by się chyba w ogóle do mnie nie odzywała :o No ale kupiłam co chciałam (znaczy, tyle na ile pozwolił fundusz :p), chyba będę wyminiać jedną szminkę (tak mi doradzała -,-), ale to w sumie kolejny powód żeby odwiedzić Selfridges :)
Tak więc na razie jestem w mega dobrym humorze, zobaczymy co będzie po weekendzie hah :) Już psychicznie się na to szykuję :p
Papiery na studia złożone - mam nadzieję, że wszystko się uda i zmieszczę się w szczęśliwej 40 :) Pocieszam się, że niż i tyle osób nie zdało, więc może się uda...


Taka ze mnie faszionistka






Wiem, że notka w sumie o niczym, ale następnym razem postaram się konkretniej :)

Buziaki!

Ela

piątek, 27 czerwca 2014

Jak to? Ponad miesiąc?

Cześć!
Nie mam pojęcia jak to się dzieje. Za dwa dni minie 5 tygodni odkąd pożegnałam rodziców i poleciałam przeżywać kolejną przygodę. Chyba to jest specjalna przypadłość każdej AuPair - zaginamy czasoprzestrzeń. Czas mija nie wiadomo kiedy, ledwo się orientuję, że to już prawie połowa (seriooo? :o), a ja jeszcze tyle rzeczy muszę kupić (i na nie zarobić!), tyle przeżyć...
Ale z drugiej strony szykuje mi się kolejna wielka zmiana - studia. Jeszcze nie wiem gdzie (mamoooo jutro wyniki matur :x), ale na pewno się wyprowadzam. Mimo tego, że jest tutaj mi na prawdę dobrze, z hostem mam super kontakt, to jednak hmmm wydaje mi się, że Anglia to nie jest moje miejsce. Nigdy nie marzyłam o uk, jest to raczej plan B (hah, mama nie zgodziła się, żebym wyleciała do stanów przed studiami :p). Nie, nie narzekam :) Uważam, że Wielka Brytania jest naprawdę w porządku, nie mam do czego się przyczepić, ale ja będę dalej szukać swojego miejsca. Oczywiście nigdy nie mów nigdy, ale po prostu czuję się tutaj dobrze. A chciałabym czuć się świetnie :D. Cieszę się, korzystam z programu, traktuję go jako wakacyjny romans z wyspami, ale również bardzo często myślę o tym co będzie po powrocie :)
Zobaczymy co się wydarzy - jeszcze dwa miesiące przede mną, a potem kolejna przeprowadzka...
Na razie zaginam czasoprzestrzeń.


Buziaki!
Ela

niedziela, 22 czerwca 2014

Jak to jest mieszkać z obcym facetem?

Hej!

Miałam bardzo zajęte ostatnie dni, dzisiaj w sumie też pracowałam (mam dzień off, mimo tego zaproponowałam Mattowi, że mogę pracować), w sumie wyszło jakieś 3,5 h, a teraz lajt :) Plan na dzisiaj - siedzieć w domu, bo zawsze jak gdzieś idę to wydaję wszystkie pieniądze hah :p Nareszcie podjęłam się odkładania kasy (miałam to robić już wcześniej, ale na samym początku musiałam kupić masę ubrań - jakieś koszulki, dresy itd) a potem... no wiecie, tyle fajnych sklepów, a tu jedzenie (maaaasakryczne ceny :( ) i tak się wszystko rozpływało... Odkładać mam zamiar mniej więcej 40 Ł (czyli zazwyczaj połowę, ale to zależy od tygodnia, bo w tym pracuję więcej), zobaczymy jak mi wyjdzie.

Wracając do tematu posta - jak to jest mieszkać z obcym facetem? Mam na myśli oczywiście Matta, bo młody to wiecie... Ogólnie opisałabym to jako kompromis. Chyba każda au pair wie co mam na myśli - czułabym się niekomfortowo, gdybym rano schodziła na dół w piżamie (szczególnie, że moja jest dość mocno powycinana), co prawda nie mam problemu z braniem jedzenia, ale nie lubię jak ktoś patrzy jak gotuję, a idąc do toalety muszą opuszczać klapę, bo zawsze jest podniesiona... Nie jest to tak, że narusza moją prywatność - nigdy nie wchodzi do mojego pokoju (jak coś chce, to puka i mówi przez drzwi hah) itd, ale wiadomo - nie czuję się tak komfortowo jak we własnym domu. Dla Matta to nie jest chyba krępujące - kilka razy przemknął mi w samym ręczniku (okazało się, że ma tatuaż lwa na piersi haha), poza tym to jest jego dom, ja tutaj jestem tylko gościem :)
Oczywiście stara się on, żebym czuła się jak najlepiej (co wieczór się mnie pyta, czy chcę piwo, czy wino hah), no ale chyba nie jest możliwe, żeby au pair czuła się jak u hostów identycznie jak we własnym domu :)
Czy jest to męczące? Z jednej strony trochę tak, szczególnie jak się nie ma swojej łazienki, ale jednak to o to w tym chodzi. Pamiętajmy, że Au Pair, to program wymiany kulturowej, więc mieszkanie z host rodziną pokazuje nam jak tak na prawdę wygląda życie w angielskiej (lub oczywiście innej) rodziny.
I mimo tego, że Matt wraca zmęczony z pracy, to zazwyczaj on gotuje dla nas wszystkich kolację, więc oczywiście są też pozytywne strony :D

Nie zostaje nam nic, tyko zaakceptować pewne niedogodności i cieszyć się z możliwości poznawania innej kultury z "życiowej, prawdziwej strony"



Widok z mojego okna :)

Buziaki!

Ela

wtorek, 17 czerwca 2014

Schedule

Cześć, cześć!

Dzisiaj szybki post, w którym chciałabym opisać Wam mój schedule/jak wygląda mój pracujący dzień :) godziny są ruchome i podałam czas "około"

7:00-7:30
O tej godzinie Matt puka do moich drzwi i pyta się, czy mogę zejść na dół (czyli oficjale rozpoczęcie dnia pracy :p). Czasami szybko coś na siebie zarzucę, czasem idę w piżamie (ale to rzadko, jak np. dzisiaj, kiedy Matt i Alex wrócili spać, a ja wzięłam młodego na dół). Włączam telewizor, dają B. Ipada (uzależnienie) i albo szykuję mu/nam coś na śniadanie, albo daję mleko. Młody jest zazwyczaj śpiący, więc leży na kanapie i ogląda tv, albo gra. Ja idę na górę się ubrać, albo wysmarować buzię kremem i wracam na dół :)

9:00
Po 8 wstaje M. i szykuje się do pracy, ja i młody w tym czasie siedzimy na dole. Tak ok. 8:50 M. wychodzi, a ja idę wykąpać B. Ok. 9:30 wracamy na dół i czekam, aż wyschną mu włosy, daję dalszą część śniadania, bawię się

10:30
Jeśli jest ładna pogoda (czyli nie pada), to idziemy do parku/na plac zabaw, jeśli pada, to zostajemy w domu i się bawimy :)

11:30 - 12:00 
Wracamy ze spaceru, daję młodemu lunch, on zazwyczaj jest już zmęczony, więc odpoczywa na kanapie, ogląda tv, gra na Ipadzie

13:00
Moja ulubiona godzina, czyli czas drzemki :) Przygotowuję mleko, zabieram B. do jego pokoju, "sweet dreams" i jestem wolna :D

14:30 - 15:00
Młody się budzi. Czasami jest w strasznym nastroju, ciągle płacze (bo nie leży na "soft pillow", tylko na zwykłej, bo rozlał (dwie kropelki) mleka itd...), czasami jest normalnie :p
W tym czasie, daję mu coś do jedzenia, bawimy się, idziemy do ogrodu itd...

17:30 - 18:30
Matt wraca z pracy i jestem wolna. Idę na górę, po pewnym czasie jest kolacja, wracam do siebie, oglądam coś i idę spać :)

Czemu nic nie piszę o Alex, która przecież z nami mieszka? Alex pracuje od środy-czwartku wieczorem do poniedziałku rano, więc czasem wtorek, czasem środę mam wolną, kiedy ona jest w domu, a czasami (jak np. dzisiaj) mimo to pracuję, Alex idzie na zakupy itd...

Pracuję w poniedziałek, czwartek, piątek. Wtorek/środa się zmieniają (zależy to od Alex - np. w zeszłym tygodniu nie pracowałam w te dni, a w tym wtorek pracuję, środa jest wolna), czasami jeden dzień weekendu (ale zobaczymy, może to się zmieni)
Dostaję 20 Ł za jedne dzień, a że zazwyczaj pracuję 4 dni, więc dostaję 80 Ł.
Jak wspomniałam, może będę pracować jeden dzień w weekend (mi na rękę), więc zobaczymy...

Wiadomo, ten schedule jest takim "podstawowym". Czasami M. wraca później z pracy, albo dzień po prostu wygląda inaczej, jak na razie dwa razy byłam z młodym wieczorem, a raz nie było nikogo rano.

Młody zazwyczaj buzi się koło 6 rano i tak do 7-7:30 zajmuje się nim Matt, albo Alex :)

Buziaki!
Ela

niedziela, 15 czerwca 2014

Nie porwali mnie...

...nie wywieźli i nie sprzedali.
Ale może od początku :)
Ostatnia notka pojawiła się trzy tygodnie temu, dzień przed odlotem. Co się wydarzyło przez ten czas? Hmmm, chciałabym napisać "duuuużo", ale nie wiem, czy to byłoby trafne. Wydaje mi się, że umiarkowna ilość sytuacji/zdarzeń/niespodzianek.
Zacznijmy od lotu - w poprzedniej notce miałam dużo obaw związanych z lotniskami (Czy zapięcie od stanika będzie "pikać" przy przechodzeniu przez bramkę (ja debil :o), czy znajdę bagaż, czy się nie zgubię, czy mam wszystkie dokumenty itd...). Cóż, wszystko poszło szybko, łatwo i przyjemnie, bez żadnych problemów. W samolocie dorwałam miejsce przy oknie (jeeeee!), ogólnie lot bardzo mi się podobał (leciałam pierwszy raz), tylko było strasznie mało miejsca na nogi :( mieliśmy opóźnienie przez mgłę, ale co tam :)


Na lotnisku myślałam, że będzie na mnie czekać nieznana osoba z kartką, więc średnio zdenerwowana idę sobie, nie widzę kartki, ale potem ktoś krzyknął "Ela!" i tak mnie znalazł host dad :) ja byłam zaskoczona, że to on, no aale. Ogólnie Anglia przywitała mnie deszczem. Nie, nie deszczem. Ulewą, oberwaniem chmury, nawałnicą. Spytałam się Matta (host dad), czy to normalne - odpowiedział "wiesz, niektórzy nazwyają Manchester Rainchester". Ummm. Niezbyt optymistyczne. Co do samego Matta - obawiałam się, że podczas drogi (ok. 3 godziny) będzie panować niezręczna cisza. Hah, tak panowała. Ale nie niezręczna :D hahh. Znaczy, oczywiście rozmawialiśmy, szczególnie na początku, ale potem zmęczenie wzięło górę, a mi cisza nie przeszkadzała, jemu też (a przynajmniej tak mi się wydaję :p). Jakbym miała tak podzielić, to przez godzinę rozmawialiśmy, a dwie nie :p cóż, sama byłam/jestem zaskoczona moim angielskim. Pamiętam jak ludzie, którzy wyjechali mówili "tutaj mówi się całkowicie inaczej, nauka w szkole nic nie daje". No cóż, mi dała. A właściwie ostatnie trzy lata, kiedy dopiero tak na prawdę zaczęłam się tego angielskiego uczyć :) Może to też zasługa uzależnienia od Youtube i osłuchania się, nie wiem, ale ogólnie to nie mam problemu z mówiemiem/wyrażaniem siebie/żartowaniem/rozumieniem co do mnie ludzie mówią. Oczywiście czasem jak się zbiorą i zaczną szybko nawijać to próbuję ogarnąć sens, a jak się nie uda, to po prostu się uśmiecham i kiwam głową hah.
No ale wracając do podróży. Adres znałam wcześniej, więc miałam już obczajony dom i okolicę hah. Większym zdziwieniem była dla mnie Alex (host mum). Alex jest filipinką i mieszkają wszyscy razem, mimo tego, że się rozstali :) No cóż podziwiam ich, ponieważ robią to dla młodego :) w sumie Alex też bardzo dużo pracuje - np. w tym tygodniu od środy wieczorem, a wraca jutro (w poniedziałek) rano. Pracuje po 24 godziny z kilkoma przerwami. Nie chcę się skupiać na całej sytuacji, co, jak dlaczego, bo za dużo tłumaczenia, może będzie o tym nowy post, w każdym razie podziwiam ją :)
Co do młodego, to na początku wiadomo, był trochę nieśmiały, ale szybciej mu przeszło niż mi i podszedł z robotem, żeby się z nim bawić. Ten i następny dzień nie pracowałam, ale wiecie, chciałam zrobić dobre wrażenie, więc ogólnie ciągle się z młodym bawiłam hah. No cóż opłaciło się, bo mnie polubił i to było bardzo miłe kiedy obudziłam się pierwszego, czy drugiego dnia i słyszałam jak mówi "Ela" częściej niż "Ipad". Pierwszego dnia pojechaliśmy (ja, Alex i Bradley) na hmmm może nie jarmark, ale prywatnie party, na którym znajoma mamy M. (ona też jest postać, pewnie będzie o niej notka :p) wynajęła karuzelę, dmuchany zamek i jakieś tam inne atrakcje. Niestety jak pisałam, padało niesamowicie, a wszystko było na czymś, co wcześniej było trawą, więc po kostki utopiłam się w błocie. No, ale cóż... Drugiego i trzeciego dnia w sumie nic ciekawego, właściwie ciągle bawiłam się z młodym, ale to tak rekreacyjnie hah. We wtorek miałam "dzień próbny" - Alex była w dom, ale to ja kąpałam młodego, dałam mu śniadania, położyłam spać i obudziłam no i oczywiście go zabawiałam :p środa to był pierwszy prawdziwy dzień pracy, ale właściwie to dużo się nie zmieniło :p
Co do młodego :) cóż, na prawdę nie mogę na niego narzekać. Gdy jesteśmy sami zazwyczaj się mnie słucha, już go trochę utemperowałam (hah) i wie, że jak mówię nie, to nie ma bata i nawet jak będzie płakać pół godziny to nic to nie zmieni. ogólnie jest słodziak, powiedział mi kilka razy "I love you Ela", "You are my best freind Ela" itd hah, wiadomo od razu lepiej się człowiek czuje :D a jeszcze lepiej jak powie "You look beautiful!", albo kiedyś powiedział, że wyglądam jak księżniczka Sophia hah


Nie jest idealnie - jego zachowanie zmienia się diametralnie, kiedy jest Matt, albo Alex. Zaczynają się fochy, płacz itd... cóż dla mnie trochę w tym wina rodziców, bo sobie na to pozwalają - po pewnym czasie płaczu dostaje to co chce (np. ja nie mam problemu z kładzeniem go do łóżka, a Matt teraz próbuje to zrobić od godziny :p). Na szczęście ja zazwyczaj nie pracuję kiedy oni są w domu, więc idę na górę i olewam :D

Co do mojego pokoju. Jest bardzo mały, ale jakoś mi to nie przeszkadza, hah. Mówię serio - naprawdę to nie jest dla mnie problem, póki mam gdzie chować swoje rzeczy. Na początku wszystko trzymałam w szafie, ale teraz się trochę moja kolekcja rozrosła, poza tym schowałam walizkę, więc kosmetyki (a wbrew pozorom jest ich na prawdę dużo) przeniosłam do szafki pod telewizorem i jest git :D




Ja tam jestem zadowolona - zawsze jest bardzo ciepło, łóżko wygodnie, wszystko mi się mieści, więc spoczko :)

Co się działo przez te trzy tygodnie? Hmmm, trochę pracowałam, trochę zwiedzałam, no i przede wszystkim wydawałam wszystkie wypłaty :D serio nie ma dużo do opowiadania - było kilka grilli, Matt mi pokazał okolicę, poznałam jego rodzinę. Ogólnie z M. dogaduję się baaaardzo dobrze - może to też dlatego, że ma tylko 32 lata. Ja tam się jakoś za bardzo nie bałam, że okaże się gwałcicielem (bardziej, że porywaczem hah), ale wiadomo - single dad, wszystko może się zdarzyć - o takiej sytuacji nie ma mowy :) oglądamy razem mecze (był jeden męski wieczór z jego kolegą, piwem i boksem), gra mi na gitarze (wgl poznałam jego nauczyciela (gry na giatarze), który przypomina podstarzałego hipisa, ale serio jak mi zagrał ,,Don't cry" to mi serce stanęło hah), rozpija (wieczór bez piwa, albo wina wieczorem straconym) i ogólnie jest naprawdę spoko :) Jak gdzieś idziemy, to ludzie (np. na grillu, gdzie nie znają Matta) myślą, że jestem matką młodego, ogólnie wyglądamy jak młode małżeństwo :)
Z Alex też mam bardzo dobre kontakty, więc na prawdę nie mogę narzekać. Tym bardziej, że dobrze gotuję :D

Trochę zdjęć






To była totalna masakra! Przeciskanie się i próbowanie nadążyć za młodym :x




Wiadomo, nie jest idealnie - robę baaardzo dużo nagodzin, czasami pracuję po 12 godzin, ale na prawdę dostaję też dużo w zamian. Powiem tak - jasne, wkurza mnie to niemiłosiernie, ale potem przychodzi Matt i zaprasza mnie na grilla, a ja doceniam jak dobrze trafiłam. Sama nie wiem, może z nim o tym pogadam, zobaczymy.

Czy mówiłam Wam, że w życiu jestem cholerną szczęściarą? Na prawdę, ciężko byłoby mi znaleźć lepszą rodzinę :)

Ps. notka tak późno, bo dopiero teraz kupiłam laptopa (właściwie to kilka godzi temu :p), teraz powinny pojawiać się dużo, dużo częściej :)

Buziaki!
Ela

piątek, 23 maja 2014

Już czas!

Cześć, cześć!

Jak to kiedyś pan Neil powiedział ,,to jest mały krok człowieka, ale wielki skok ludzkości". Cóż, dla mnie działa na odwrót - dla mnie jest to wielki skok, a dla ludzkości... hmmm. Raczej ludzkość nie zrobi kroku, nawet małego :)
Ufff, wyczerpałam swoje poetyckie myśli, więc czas na konkrety :) Taaaak, taaak. Jutro o godzinie 6:20 samolot ze mną w środku wzbije się w powietrze. Walizki zapakowane (ledwo domknięte, ale poddały się obciążeniu 60 kg i zamek jeszcze trzyma), dokumenty sprawdzone, wszystko załatwione i tylko jeszcze przede mną ostatnie rozmowy ze znajomymi i rodziną. A propos rozmów - dzisiaj odbyłam bardzo długą z babcią :) co prawda codziennie się widujemy i mamy ze sobą kontakt (mieszka piętro wyżej), ale w sumie dowiedziałam się dużo ciekawych rzeczy. Do tych mniej interesujących należało : ,,tylko utrzymuj porządek, bo będą o Tobie gadać, że taki brudas, a ja będę się martwić, że tak gadają" ; ,,po co bierzesz prostownice, póki jesteś młoda możesz nosić koka!" ; ,,po co Ci kremy - ja smaruję i nie działają" itd.... wiadomo, babcia jak to babcia, martwi się :) przy okazji opowiedziała mi historię jak to ona jeździła do Niemiec opiekować się starszymi osobami. Jeździła jak ja jeszcze byłam mała, więc nie pamiętam jak to dokładnie było tylko, że jak wracała to przywoziła dużo słodyczy :p Okazało się, że miała dużo przygód (ja nie wiem co bym zrobiła, jakbym znalazła dziadka, którym się opiekuję martwego na toalecie) i sama stwierdziłam, że fajnie jest potem mieć co opowiadać wnukom.

Czy się boję? Cholernie! Hmmm, chyba nie tego, że samotny ojciec będzie chciał czegoś więcej - nie wiem, ale jakoś tak czuję, że z tym nie będzie problemu (intuicja hah!). Bardziej boję się, że okaże się, że to jakaś mafia, która porywa młode dziewczyny i sprzedaje je szejkom w Abu Dhabi. Wiem, jestem głupia :x   Ale jednak będę dziwnie się czuć wsiadając do auta z obcą osobą (nawet to nie będzie host dad), która zawiezie mnie nie wiadomo gdzie. Ehh, ale do odważnych świat należy! Jak to kiedyś ktoś powiedział (chyba Dumbledore, ale nie jestem pewna :p) - ,,człowiek nie boi się ciemności, tyko nieznanego". I o to się rozchodzi - wszystkie obawy jakie mam wynikają z tego, że nie jestem w stanie przewidzieć co się stanie. Ale przez to, wszystko jest też takie ekscytujące, nieprawdaż?

Muszę Was wszystkich uprzedzić - nie będę pisać po przyjeździe, ponieważ nie biorę laptopa, a nie wiem jak tam z dostępem do komputera (znaczy zakładam,że jest ale no nie będę cały czas na nim siedzieć :p). Postaram się napisać posta z telefonu, ale nie wiem czy jest on do tego zdolny :D Komputer planuję kupić w drugim tygodniu pobytu, więc jak co, to będzie tydzień przerwy :)


Półtora roku - tyle czasu czekałam, żeby napisać tą notkę. Co będzie dalej? Zobaczymy...



Ps. hah, jeszcze zapomniałam pokazać Was kawałka maila od M. Czy na końcu to są piwa (?)



Buziaki i trzymajcie mocno kciuki!

Ela

czwartek, 22 maja 2014

Pakowanie. Zmiany, zmiany...

Cześć,cześć!

Jestem wreszcie po skypie (który był przekładany od jakiś dwóch tygodni - nie mogliśmy się zgadać i w sumie już myślałam, że to sobie odpuścimy, no aaale). M (host dad) pracuje w sobotę, więc odbierze mnie kto inny (nie wiem dokładnie kto, bo strasznie przerywało, ale ma trzymać kartkę z "ELA"). Na dodatek okazało się, że matka młodego (rozstali się) przeprowadza się do miasta (ja będę mieszkać 20 min od centrum) i będę się pracować tylko 3-4 dni (przez co zarobki z 100 Ł spadną do 60-80, w zależności od dnia). NCDONVODOBVDNSKCPOSAVNEUOJWDCSBHKVJDSAOLNJK. Nie tak się umawiałam  :/ w sumie gdybym teraz o tym wiedziała, to wybrałabym inną rodziną, no ale.... postaram się znaleźć jakąś dorywczą pracę (weekendy?) i powinno być git...
Ugh... trochę się wkurzyłam, ale już jest za późno, żeby cokolwiek zmieniać...

...bo za 3 dni wylot! A właściwie za 2 bo jest o 6 rano, a dojechać do lotniska trzeba i soboty już nie liczę :)
Nie mam jeszcze prezentów (lol!) - jutro jadę zrobić zdjęcia do uczelni i jestem umówiona do fryzjera (matury zdane to można podciąć końcówki :p), więc przy okazji poszukam czegoś :) najwyżej kupię wódkę i tyle... M. ma 32 lata, więc może lubi czasem "sobie chlapnąć" :p

Wczoraj zaczęłam się pakować - oczywiście jestem załamana rozmiarem mojej walizki (która ma tylko 60 cm wysokości!), no ale jakoś się zmieszczę (na razie ledwo daje radę bez kosmetyków i prezentów :p). Podejrzewam, że gorzej będzie z powrotem - mam zamiar poszaleć z zakupami, więc liczę na wysyłkę paczek :)








Dzisiaj ostatnia matura - ustny niemiecki. Poszło gładko, aż sama byłam zdziwiona (wynikiem). Ehhh...

No i co - zdenerwowałam się i tyle, bo liczyłam na więcej kasy. Koniecznie muszę poszukać dodatkowej pracy (ktoś wie, co i jak?). Co jak co, ale dla mnie to powinna być ustalona z góry wypłata i basta. W stanach dziewczyny nie mają problemu, że rodzinka super, ale mało płacą (choć wiadomo, bez agencji nie da rady jechać, więc też inaczej jest...). Ehhhh, dupa i tyle.


Buziaki
Ela!



Edit. Tata stwierdził, że przez to będę miała czas oglądać mundial - hah, no fakt :D

piątek, 16 maja 2014

Kilka słów o mnie

Cześć, cześć!

Post miał być wczoraj, no ale nie rozmawiałam z host rodzinką. W sumie to nawet się cieszę, bo zawszę się mega stresuję, a właściwie i tak nic nowego bym się nie dowiedziała :)

Ostatnio podobnego posta zrobiła Kamila LINK. Bardzo mi się spodobał ten pomysł i pomyślałam, że czemu nie! Właściwie to nic o mnie nie wiecie, ja nie wiem o Was :) Jak ktoś chętny zrobić podobnego posta, to niech wrzuci w komentarzu linka, bardzo chętnie poczytam! :D

Ok, zaczynajmy!

Tak więc mam na imię Ela, urodziłam się 05.08.1995 w Jeleniej Górze. Od tego czasu mieszkam w Karpaczu (może niektórzy kojarzą :p). Mimo tego, że mieszkam w górach, to nie jestem zwolenniczką górskich wycieczek ( oczywiście, czasem jak dobre towarzystwo to lubię, ale jakoś średnio mnie ciągnie :p).
Co za to lubię?
Koooooosmetyki! Tak, wiem dość płytkie. Ale mam obsesję na punkcie makijażu, paznokci itd... Wiążę z tym swoją przyszłość - w październiku chcę zacząć studiować kosmetologię na AWF we Wrocławiu (jak się dostanę -,-). Dla niezainteresowanych - nie mam zamiaru kleć tipsów, ale zajmować się problemami skóry :) (podejrzewam, że jak wpadnę na pomysł robienia hauli, to będzie duuużo miziadeł :) )
Dalej - bardzo lubię uprawiać sport. Oczywiście nie każdy :p nie jestem w stanie zmusić się do regularnych ćwiczeń, czy biegania (choć ciągle próbuję :p), ale do grania w sporty drużynowe nie trzeba mnie przekonywać - jestem pierwsza do siatkówki, kosza...
Lubię też bawić się grafiką komputerową (co mam nadzieję widać na blogu :D) oraz robić zdjęcia - ale to akurat totalna amatorszczyzna, choć czasem trafi się dzień, że biorę Nikiego i idziemy na spacer :)
Dużą przyjemność sprawia mi też gotowanie - wiadomo, nie zawsze mi wychodzi, ale zazwyczaj mam ogromną satysfakcję :) za pieczeniem nie przepadam :/ Aaaa no i wiadomo - uwielbiam jeść!
Bezgraniczną miłością kocham koale.

Jak wyglądam? Hmmm, można powiedzieć, że wyróżniam się w tłumie - mam 180 cm (czego nienawidzę :/), ale przez to mam też dość długie nogi (co już bardzo lubię :D). Jestem dość szczupła i ogólnie raczej nie narzekam na figurę (wiadomo, każdy narzeka, ale ja nie jakoś tak baaaardzo często :) ). Mam dość długie włosy (chyba nigdy nie miałam dłuższych, bo mama zawsze ścinała :p), które ciągle zapuszczam :) poza tym, to wyglądam dość przeciętnie.

Jak bym miała siebie opisać, to pierwszą cechą jaka przychodzi mi na myśl, to nieśmiałość :p znaczy nie jestem jakoś tam bardzo zamknięta w sobie, ale po prostu w towarzystwie wolę słuchać, niż grać pierwsze skrzypce. No chyba, że wszystkich znam bardzo dobrze :) Lubię poznawać nowych ludzi (hahah, nigdy nie miałam problemu z zagadaniem do jakiegoś ciacha, co nie zawsze dobrze się kończyło :p) Poza tym, to jestem baaaardzo leniwa. Wiem, masakra, ale ciężko z tym walczyć :( zazwyczaj kończy się na odkładaniu roboty na inny dzień :p a poza tym, to od półtora roku pracuję (sprzątam). Nie ma z tego dużej kasy, ale wiadomo, zawsze coś tam się dorobi :) czasem mam ochotę na jakąś szaloną imprezę, ale zazwyczaj wolę zostać pod pierzyną, z herbatą i książką :) ewentualnie zamiast książki Supernatural :)




Mam nadzieję, że spodobało się Wam :) Jak ktoś jeszcze napisze podobną notkę, dajcie znać w kom :)


PS. dzisiaj ostatnia impreza klasowa, więc akurat z większością się pożegnam :) nie wiem, czy chcecie jakieś zdj, czy nie :)
PS 2. Aaaaa 8 dni!!!

Buziaki!
Ela

środa, 14 maja 2014

Niemożliwe...

... odzyskałam wiarę w chatroulette!

Czekając na M. na skypie sprawdzałam kamerkę - i tak się nudziłam, więc weszłam na podaną wyżej stronę (z którą nie mam zbyt dobrych doświadczeń - kto próbował ten wie, co mam na myśli)

Bez penisów, ani "show boobs".

Cóż, niech zdjęcie powie samo za siebie :x


(pomijając mnie)


Fall in love.

Jutro powinna być konkretna notka (jak uda mi się porozmawiać na skype z Manchesterem)

Buziaki.
Ela

środa, 7 maja 2014

17 dni

Czeeeść!

Jeszcze 17 dni. I matura z polskiego, biologii i dwa niemieckie. Ale to luzzz.

Załatwiałam z mamą pełnomocnictwo, żeby mogła zawieźć moje papiery do szkoły (bez sensu, że trzeba do tego notariusza ;/).
Muszę jeszcze iść do lekarza po zaświadczenie lekarskie.

Co z rodzinką?
Ogólnie kilka dni się nie odzywaliśmy, dzisiaj dostałam informację :

,,Your first days will be just relaxing,

You arrive on the Saturday and I have a wedding on the Sunday,
I will arrange for my father to look after B. on Saturday & Sunday,
Then you can start on the Monday to look after B. ,

I will show you around the place and how to work the house equipment like-
cable TV, heating in the house, where everything is kept in the house"

Czyli super :D

Oczywiście dopadły mnie wątpliwości. 
Jasne, nie mogę się doczekać wylotu, ale łatwo było marzyć o wyjeździe, a teraz kiedy to się dzieje naprawdę trzęsę się jak mały york. Mam wiele obaw - co z językiem (bo jednak moim głównym jest niemiecki, a angielskiego uczę się właściwie dopiero od trzech lat (znaczy uczyłam się go wcześniej, ale dużo ponad "my name is..." mi to nie dało). A będąc w Niemczech miałam barierę językową (może to też dlatego, że jestem nieśmiała ;p), poza tym zrozumiałam, że to nie jest miejsce dla mnie. Jestem bardziej osłuchana z angielskim przez Youtube, ale też oglądam głównie amerykańskie filmy. Zdecydowałam się na uk, żeby podszkolić angielski, ale boję się że mogę nie zrozumieć (akcent ;/), albo coś. Rodzinka jak na razie bardzo wyrozumiała, więc mam nadzieję, że będzie wszystko w porządku...
Kolejna wątpliwość - samotność. Nie jestem zbytnio przebojową osobą i boję się, że weekendy będę spędzać w łóżku z serialem, albo na zakupach pocieszając się inwestując w kolejne niepotrzebne rzeczy. Co mnie dołuje, to fakt że wszystkie polskie au pair, jakie znalazłam na grupie au pair in Manchester już tam nie mieszkają :/
Następnie obawiam się, że nie poradzę sobie z B. - nigdy nie opiekowałam się tak małym dzieckiem (2,5), poza spędzaniem czasu z moim siostrzeńcem. Rodzince to nie przeszkadzało, jednak ja na początku nie będę się czuć z nim super pewnie. Poza tym boję się, że okaże się małym diabełkiem -,-
Dalej - rodzina. Jadę do samotnego ojca (lat 32), co może wzbudzać lekkie wątpliwości. Podczas naszych rozmów wszystko było ok, naprawdę mega zabawny koleś (tym bardziej, że jest młody i wyluzowany :p), ale to nigdy nie wiadomo... Poza tym jego była żona wpada na weekendy i jak się pytałam M. o nią, to mówił, że są przyjaciółmi i wgl, ale nie wiem jakie ona ma nastawienie do mojego przyjazdu, ponieważ nigdy z nią nie rozmawiałam...
Aaa i jeszcze obawiam się podróży. Nigdy nie latałam i boję się wszystkich lotniskowych spraw :) na sam lot to się mega cieszę i nie mogę doczekać :D Po nim czeka mnie jeszcze dwugodzinna jazda autem z Londynu do Manchesteru (jeeej, chyba będę musiała przygotować sobie jakieś pytania, żeby nie było ciągle krępującej ciszy ;p)

Nooo i to chyba tyle :) Decyzji o wyjeździe na pewno nie zmienię, ponieważ chyba do końca życia bym sobie nie darowała, ale i tak stresuję się tym o wiele bardziej niż maturą... :)

Teraz siedzę w łóżku z muffinową herbatą oraz dumlami i sama już nie wiem - z jednej strony nie mogę się doczekać (jeszcze tylko 17 dni!), a z drugiej się straszliwie boję (aaaa, 17 dni i jadę!)


Buziaki!
Ela

sobota, 26 kwietnia 2014

Details

Heeeey!

Jakiś czas nie pisałam, ale po prostu nic nowego się nie działo...
Właśnie jestem po skypie z Manchesterem :)
Ustalaliśmy szczegóły lotu, poza tym patrzyłam jak młody zjeżdża ze zjeżdżalni (szczęściarz, ja zawsze chciałam mieć swoją!). Okazało się na dodatek, że będę pracować tylko 3-4 dni w tygodniu (za 100 funtów). Jeeeeej!
Ogólnie B. jest naprawdę słodziak - wgl się nie wstydził, grał w kosza, rozmawiał ze mną normalnie (B: Hiii Ela! M : Do you want to Ela visit us? B: Yeeees!) i ogółem super :D A ja już się martwiłam, bo M. dwa dni mi nie odpisywał, a tu takie fajne rodzinki się zgłaszają :)

Tak więc jestem nastawiona mega pozytywnie i już nie mogę się doczekać 24 maja :D

PS. Wybaczcie zdj, ale nie wiedziałam jak wyjdzie dopóki nie skończyliśmy rozmawiać :( wszyscy wyglądamy ymmmm dziwnie :x


Buziaaaaaki!
Ela

środa, 23 kwietnia 2014

System wiadomości w APW

Cześć, cześć!

Mam dla Was dzisiaj posta o systemie wiadomości w aupair-world.net 
Niby wszystko jasne, a tak na prawdę, to nieźle pokomplikowali sprawę!

O samym systemie możecie się więcej dowiedzieć klikając w pomarańczowy znak zapytania nad wiadomościami  dzięki temu 





Głównym problemem jest konto premium.
-Koszt ok. 40 € /  6 tygodni
Dzięki temu każda rodzina do której wyślemy wiadomość ją otrzyma. Również my dostaniemy każdą wysłaną.

Co jeśli nie chcemy wykupić konta premium?
Możemy liczyć na to, że rodzinki je mają :) (z tego co zauważyłam to więcej niż połowa)
Jeśli nie otworzą wiadomości, przez jakiś czas, to albo nie mają premium, albo olewają program :p
Działa to też w drugą stronę - jak nie mają konta premium (i my również), to nie dostaniemy od nich wiadomości.

Do każdej wysłanej "aplikacji" do rodziny możemy dopisać jakiś personalny tekst - wydaje mi się to dobrym pomysłem :) osobiście również też lubię dostawać wiadomości z czymś dopisanym od siebie, a nie tylko formułką.

Ok, udało się. Rodzina przeczytała naszą wiadomość. I co dalej? Ma trzy drogi do wyboru.
a) nie odpisać nic (wtedy przy jej wiadomości widzimy po prostu otwartą kopertę)


b) Odpowiedziała pozytywnie (wlicza się do tego każda wiadomość jaką chcą nam wysłać - nawet takie w których pisze - sorry, wybraliśmy inną Au Pair)


c) Możemy się nie spodobać, wtedy klikają na kosz, wybierają powód i wysyłają nam to (nie mam screena, bo wszystkie odmowy automatycznie się usuwają - wygląda tak samo jak powyżej, tylko że zamiast plusa jest czerwony minus).
Edit : nie usuwają się, są w archiwum :)

Teraz z drugiej strony. Dostaliśmy wiadomość od rodziny.
Mamy takie same możliwości :)
a) nic nie odpisać (zobaczą otwartą kopertę)
b) odpisać cokolwiek np. jesteście super/znalazłam inną rodzinę (koperta z zielonym plusem)
c) od razu kliknąć kosz, wybrać powód i wysłać odmowę (nie można niczego dopisać)



Ja zazwyczaj daję "already found a family" żeby im nie było smutno :)

Ufff...
I to by było na tyle :)
Wszystko co pisałam wiem ze swojego doświadczenia, więc jeśli się mylę to poprawcie mnie :)

Mam nadzieję, że się komuś przyda!

Buziaki!
Ela

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Skype - rodzina z dziewczynkami i Manchester

Hej ho!

W poprzednim poście pisałam, że zdecydowałam się na rodzinę z Manchesteru. Tak, tak :) musiałam szybko podjąć decyzję, ponieważ samotny ojciec szybko się zdecydował (jasne dał mi czas, ale wiadomo - czekać w nieskończoność nie będzie).

Sprawa wolniej toczyła się z rodziną z dziewczynkami. Kilka razy umawialiśmy się na skype, ale jakoś to nigdy nie wychodziło... I teraz, kiedy już napisałam Manchesterowi, że się zgadzam, to oni mają czas :o
W każdym razie stwierdziłam - czemu nie!
Na początku było trochę nieśmiało, potem jednak poznałam psa i dziewczynki. Na koniec zadawałam pytania i rozmawiało się bez problemów.

Wiem, wiem, fatalne, ale jak robiłam screena to nie za bardzo wiedziałam co z tego wyjdzie :)

Rodzinka byłaby idealna, tylko jest jeden problem - potrzebują kogoś od początku maja. Laura (host mum) powiedziała, że da mi znać "as soon as possible", czy im pasuje, czy nie.

Podczas pisania notki zadzwonił Manchester. Mój plan z czekaniem runął - mam wysłać dane do zarezerwowania lotu. Dzień - 24 maja.
Miałam zrobić screena, ale z tych emocji zapomniałam ;p

Poznałam Bradleya (2,5) - powiedział ,,Hi Ela" i ,,I'll be Your friend" - słodkości!(co prawda M. mu pomógł, ale i tak super :D). Widziałam też ogród i poznałam jego siostrę :) (M., nie Bradleya) (więc chyba nie pracuje dla mafii, która porywa młode dziewczyny i sprzedaje bogatym szejkom do ich haremów).
No więc info już potwierdzone. Niestety nie mogę czekać na info od rodziny powyżej. Zazdroszczę ich przyszłej au pair... i mam nadzieję, że mi też się uda :)


Buziaki!
Ela

niedziela, 20 kwietnia 2014

Czyli jednak perfect.

Czeeeeeeeść!

1,5 roku. Wtedy się dowiedziałam o programie. Od tego czasu marzyłam o tym, by kiedyś napisać ,,perfect match". I.... chyba mogę to wreszcie napisać :)

Zdecydowałam się na samotnego ojca :)
Jeszcze raz dla przypomnienia :
Dzieci: 1 (2,5) - Manchester. Samotny ojciec (lat 32) - na część weekendów przyjeżdża była żona :) (ponoć się przyjaźnią)
Pracy dość dużo - 8:30 - 17:45. Czasem weekendy. Za to wynagrodzenie też konkretne (100 funtów + opłacenie przelotu)
Co mnie przekonało? Hmmm, sama nie wiem... może to, że śmiał się z moich żartów, może rada mojej siostry (weź to małe, jeszcze nie umie skarżyć - jak zawsze pomocna;p), a może że gdzieś tam bardzo głęboko w sobie, chciałam trafić na samotnego ojca (wieeeem, to dziwne :o - oczywiście bez żadnych miłosnych podtekstów. Choć muszę powiedzieć, że M. niczego sobie ;p). Po prostu powiedziałam sobie, że lepiej żałować, że się spróbowało, niż nigdy nie spróbować...
Czy się boję? Jasne! I nie śmiejcie się, ale najbardziej chyba tego, że pracuje dla mafii i mnie wywiozą do domu publicznego, albo sprzedadzą szejkowi :o a tak, to jakoś sobie poradzę - wyspy nie tak daleko :)
Czy boję się amorów? Jasne, trochę tak, ale na zdjęciach na fejsie nie wygląda na wysokiego gościa - a ja nie mam go zamiaru na razie informować o moim 1,80... :)
+ lubi muzykę na żywo, więc nie może być złym gościem :) no i śpiewał w zespole, a teraz gra na gitarze :)
Aaaa, i jeszcze chce mi dawać auto :)

Ehhh, wiem głupio napisać : ,,nie wierzę, że to się dzieje, tyle na to czekałam, taaaakie szczęście..." ale no cóż.... taka prawda :)

Na razie żyję utopijnym snem : nie będzie żadnych problemów z dzieckiem, M. okaże się super hostem, będzie to najlepszy czas w moim życiu.
Wiem, nie będzie idealnie. Baaaa, będzie cholernie ciężko! Ale kto ma dać radę, jak nie ja!


Tak więc, hello Manchester!



I na koniec słodziak :)



Buziaki i życzcie mi powodzenia! :)
Ela